Oaza Graczy

Recenzje i zapowiedzi gier, okołogrowe nowinki, przemyślenia i felietony.

  • RSS
  • Delicious
  • Facebook
  • Twitter

Popular Posts

Kah-li-maaah!
Righteous Kill
Quisque sed felis

Podglądacze

Thumbnail Recent Post

Magicka

Magia, humor i bugi - to wszystko może czekać właśnie na Ciebie!

League of Legends

Etiam augue pede, molestie eget.

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipiscing elit. Quisque sed felis. Aliquam sit amet felis. Mauris semper, velit semper laoreet dictum, quam diam dictum urna, nec placerat elit nisl in ...

Hellgate is back

Lorem ipsum dolor sit amet, consectetuer adipiscing elit. Quisque sed felis. Aliquam sit amet felis. Mauris semper, velit semper laoreet dictum, quam diam dictum urna, nec placerat elit ...

Post with links

This is the web2feel wordpress theme demo site. You have come here from our home page. Explore the Theme preview and inorder to RETURN to the web2feel home page CLICK ...

Archive for czerwca 2011



Dzisiaj po godzinie 18 dla szczęśliwców posiadających kod do bety najnowszej części HoMM zostanie ona na stronie Ubisoft do ściągnięcia.

Czy serwery Ubisoftu wytrzymają? Nabywcy Assassin's Creed 2 pamiętają, jak marnie Ubi spisał się przy premierze tego tytułu - gra wymagała stałego połączenia z internetem i ichnim serwerem... Skończyło się na tym, że posiadacze oryginalnej wersji nie mogli grać, bo ilość graczy po prostu zapchała i przeładowała dedykowane serwery.

W najbliższych dniach podzielę się wrażeniami z tego, co zostało zaprezentowane w dostępnej już za niecały kwadrans wersji.


Riot Games High Definition Stream

Mistrzostwa świata League of Legends niedawno się rozpoczęły. Zapraszam do oglądania!


Nie byłem nigdy w posiadaniu Playstation, dlatego z tym tytułem styczność miałem dopiero po jego konwersji na platformę PC. I pierwszy kontakt nie rokował niczego niesamowitego – ot, moja postać skocznie i wesoło pląsała w małym pokoiku między demonicznymi przeciwnikami, siepiąc na lewo i na prawo.

Po dziesięciu minutach zabawy gierka poleżała przez kolejny miesiąc, a ja o niej zupełnie zapomniałem.

Przypomniała mi o tej grze dopiero rozmowa ze znajomym, fanem serii od dawna.
Przysiadłem więc wieczorem i odpaliłem DMC na nowo.

Przejrzałem jeszcze raz dostępne style, wybrałem Gunslingera (specjalizującego się, jak można wywnioskować z nazwy, w broniach palnych) i zacząłem od nowa.

Slashy, slashy.

Gra nawet nie stara się ukryć swoich konsolowych korzeni – rozgrywka skupia się na akcji, jednakże skłamałbym, jeśli padło by stwierdzenie, że fabuła nie przykuwa uwagi.

Kierujemy bowiem poczynaniami Dantego Spardy, będącego w połowie człowiekiem, w połowie demonem (co zaś było zasługą jego ojczulka). Dante, chcąc jakoś płacić za swój czynsz i pizzę, założył agencję Devil May Cry, która zajmuje się zasadniczo wszystkim gdzie należy kopać tyłki.

Historię rozpoczyna wizytacja Arkhama – dziwnego człowieka, który najwyraźniej jest powiązany z bratem Dantego – Vergilem. Zaraz po jego efektownym wyjściu pojawiają się demony i zaczynamy potyczkę, o której wspomniałem wyżej.

Po minucie, dwóch walki kończymy pierwszą misję – a w zależności od tego jak się spisaliśmy, otrzymujemy dodatkową ilość Czerwonych Sfer – te zaś można wykorzystać na kilka sposobów: kupujemy za ich pomocą dodatkowe paski życia, energii demonicznej (o tym później), przedmiotów odnawiających wspomniane wyżej statystyki lub do grzebania w rozwoju naszej postaci.

A tu mamy trochę możliwości.




Demonem jestem, ta ram...

Poza wspomnianym wcześniej stylem Gunslinger mamy do wyboru kilka innych – Trickster, skupiający się na zwinności, Swordmaster (oczywista oczywistość) oraz Royalguard, który zamiast unikać ciosów blokuje je, aby następnie wykorzystać zebrane ataki w ofensywie. W trakcie gry zyskamy dostęp do jeszcze dwóch stylów – Quicksilver, który pozwala zatrzymać czas i Doppleganger, który udostępnia nam klona, podwajającego nasze możliwości.

Każdy posiada trzy poziomy (drugi i trzeci odblokowujemy zdobywając punkty doświadczenia w trakcie walki) i wybieramy jeden przed rozpoczęciem kolejnej misji wraz z dwoma narzędziami mordu wręcz i w walce na odległość.

Bronie dostajemy wraz z rozwojem fabuły, najczęściej za pokonanych bossów. Zaczynamy z jednym mieczem, Rebellion oraz dwoma pistoletami, Ebony i Ivory, jednakże ten stan rzeczy zmienia się dość prędko i nasza zbrojownia szybko zapełni się najróżniejszymi ich odmianami.
Pomijając podstawowy miecz, dostaniemy chociażby lodowy korbacz czy gitarę nasączoną mroczną energią. Każda z tych broni ma kilka ulepszeń do odblokowania – zwykle to dodatkowe kombinacje klawiszy, wyprowadzające śmiertelne ciosy, czasem pasywne ulepszenia. Niektóre bronie gwarantują także znany z platformówek podwójny skok.

… i co dalej?

Każda z misji jest poprzedzona scenką filmową opartą na silniku gry. Po pierwszej misji w naszym biurze druga dzieje się tuż przed nim. Po kilku falach demonów trafiamy na pierwszego „bossa” - Kostuchę, która dostaje widoczny dla nas pasek życia oraz potrafi nieco więcej, niż zwykli przeciwnicy. O ile później będzie ona występować jako normalny demon, na tym etapie gry jest na tyle silna, by stanowić dla gracza wyzwanie.

Bossowie zaś potrafią być różnorodni – zaczynając od wspomnianej kostuchy, przez lodowego cerbera po nasz własny cień i w każdej potyczce należy wykazać się sprytem i znaleźć słabość naszego oponenta, czy to odkrywając jego taktykę, czy podatność na typ broni.




Walka, bo nie czarujmy się, o to się rozchodzi.

Rozgrywka dla kogoś, kto na co dzień nie siedzi w grach akcji może być wymagająca... A to dopiero normalny poziom trudności. Po pierwszym niepowodzeniu gra jakby chcąc nas upokorzyć udostępnia wcześniej zablokowany tryb 'Easy'. Naturalnie po przejściu trybu normal mamy hard, very hard, Dante Must Die oraz Heaven or Hell.

Ze wszystkich warto wyróżnić te dwa ostatnie: na poziomie Dante Must Die przeciwnicy mają 250% bazowego hp, a do tego po kilku sekundach uruchamiają Devil Trigger – demoniczną moc, która po paru misjach jest dostępna także Dantemu. Stanowi to wyzwanie nawet dla osób o zręcznych rękach.

Heaven or Hell nie zostawia zaś marginesu na pomyłkę – o ile przeciwnicy giną od jednego ciosu, o tyle my sami również. Etapy, gdzie należy unikać kolców w ścianach czy kwasu na podłodze faktycznie mogą napsuć krwi.

Jak to wszystko wygląda?

O ile grafika na dzisiejsze czasy nie oszałamia, to ścieżka dźwiękowa dla tej gry z całą pewnością jest jej wielkim atutem. Bardzo często zdarzało mi się przysłuchiwać soundtrackowi nawet podczas grania w coś innego.

Sterowanie z klawiatury należy do średnio wygodnych, jednakże przy odpowiednim zaparciu udało mi się przejść grę na najwyższym poziomie trudności – przy użyciu pada powinno to być mimo wszystko łatwiejsze.

Jestem pewien, że mogę polecić DMC3 wszystkim, którzy oczekują od gry czegoś trudniejszego, niż spacerek po parku z przeciwnikami, którzy nie są w stanie zatrzymać nas nawet na chwilę w miejscu.

Szybka akcja i filmowa atmosfera sprawiają, że jeśli tylko pozwolić grze na zaczarowanie nas swoim potencjałem, to bez przeszkód dotrzemy do 'creditsów', żałując, że zabawa jest tak krótka.
I bez obaw. Nawet wtedy nie zabraknie nam przeciwników.


Jestem pewien, że każdy z nas kiedyś chciał, choćby przez chwilę, wcielić się w postać szalonego naukowca czy innego nikczemnego milionera, którego skrytym pragnieniem jest zwładnięcie światem i kierowanie swoimi agentami z tajnej bazy, ukrytej w wulkanie lub jaskini, gdzie tworzymy nasze chytre plany.

Gra Evil Genius stworzona przez Elixir Studios ujrzała światło dzienne w 2004 roku. Nie da się nie zauważyć tego, jak usilnie autorzy starali się wystylizować wygląd rozgrywki (a także dźwięki) w ten sposób, by przypominało to bondowskie filmy osadzone w latach sześćdziesiątych, siedemdziesiątych – i nie zaprzeczę, ma to swój urok.

Rozgrywkę najlepiej rozpocząć od tutorialu – tutaj poznamy podstawowe informacje na temat sterowania kamerą oraz poruszania się po bazie. Można jednak równie dobrze go pominąć, bowiem gra i tak będzie karmiła nas podpowiedziami w trakcie rozgrywki (te zaś będą albo dobrze opisane, ze screenami, albo z krótkimi filmikami obrazującymi sytuację). Ta zaś jest trudniejsza, niż mogłoby się zdawać.

Nie taka rajska wyspa

Do wyboru mamy trzech czarnych charakterów – niskiego industrialistę Maximiliana, elegancką Alexis oraz mistycznego Shena Yu. Każda z tych postaci posiada własnego pomagiera i unikalną zdolność początkową (tańsze badania naukowe u Maxa, wolniejszy spadek lojalności u Alex lub krótszy pobyt na wyspie wrażych agentów u Shena).

Zaczynamy z całkiem pokaźną sumą 250.000$ (jak się jednak okaże z czasem, nie jest to tak wiele) i kilkoma sługami, którzy to będą budować naszą tajną, podziemną siedzibę. W międzyczasie wykonujemy poboczne zadania, by móc podążyć dalej z rozgrywką – o tym jednak później.

Następnie planujemy korytarz i kilka podstawowych komnat – baraki, centrum wywiadowcze, elektrownię, skarbiec (tu należy uważać z ustawieniem i wielkością skarbca – raz zdarzyło mi się, że nadmiar pieniędzy, który pojawia się jako sztabki złota, zablokował moim konstruktorom dostęp do neseserów na pieniądze, uniemożliwiając pobieranie pieniędzy na kolejne zakupy; musiałem zaczynać od nowa).



Po zbudowaniu centrum wywiadowczego otwiera się przed nami druga część rozgrywki: dostęp do mapy świata, gdzie możemy wysyłać naszych minionów aby kradli (i znosili nam słodką mamonę) lub knuli plany na danym obszarze. Jednocześnie wykorzystujemy ich do podejmowania zadań, które jeśli zakończone powodzeniem, zasilą nasz wskaźnik niesławy.

Osobiście jednak zauważyłem, że najlepiej czekać z wypełnianiem zadań (mianowicie, złapania pokojówki, która krząta się po naszej wyspie), rozbudowując bazę i zbierając pieniądze, bo do wypełnienia tego polecenia nikt nie będzie nas ścigał i nie ma na to limitu czasu. Jeżeli komuś chce się poświęcić wystarczająco dużo czasu, to może i zebrać zapas pieniędzy wystarczający na całą rozgrywkę.

Showtime! Or not.

Bowiem później nie jest lekko. Agenci tempią naszych sługusów, zaś na wyspę co rusz przybywają kolejne oddziały (nie mówiąc już o turystach), by napsuć nam krwi. O ile teoretycznie powinno to być ciekawe i wciągające, w praktyce jednakże... Często łapałem się na ziewaniu, czekając aż moi słudzy łaskawie zabiorą się do wznoszenia konstrukcji hotelu czy przekopania następnego tunelu. Także zwalczanie wrażych jednostek polega najczęściej na zaznaczeniu naszego pomagiera (na strażnikach rzadko kiedy można polegać), by pozbył się intruzów. I tak w kółko.

Ostatecznie każdy grający musi opinię wyrobić sobie sam. Nawet pomimo mojego upodobania w strategiach nie potrafię się przemóc i poświęcić jeszcze paru godzin na dokończenie rozgrywki.

Może w waszym przypadku będzie inaczej?